Forum www.thepowerofedward.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Koncik Pisarza / Fanfiction / Autorskie   ~   Breaking Dawn - moja wersja. +16 [12.10] R ?
Independent
PostWysłany: Nie 21:37, 11 Paź 2009 
Master of Twilight Boys [mod]

Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Seksowna Wampirzyca


Dobra ludzie. Pisałam to dość dawno, ale jako że stwierdziłam, iż jest tu wyjątkowo mało fanficków, dodam tu też to. Nie jestem z tego dumna. Ale też nie jestem obiektywna co do mojej 'twórczości'

Ogólnie, jak sama nazwa wskazuje, jest to po prostu inna wersja czwartej części Sagi- Przed Świtem. Byłam nieusatysfakcjonowana końcówką pani Meyer, tak więc stworzyłam, a może raczej zaczęłam tworzyć moją. Wciąż nad nią pracuję.

Wszystko jest tak jak w sadze Meyer. W sensie wampiry są wampirami, ludzie ludźmi. Finito.

Miss, nie fikaj xD W końcu starsza jestem xD

[link widoczny dla zalogowanych]
Tu znajdziecie resztę rozdziałów : )

Rozdział 1

A więc stało się. Zgodziłam się. Chyba mi odbiło. A może… Może udałoby się to jeszcze odwołać… „Uspokój się!- zganiłam się w duchu- on jest Ci przeznaczony, wiesz to.” Wiedziałam... Czułam to, chciałam z nim być przez całe życie… a może raczej.. no cóż egzystencję… Za miesiąc już nie będę żyć. No tak, jestem śmieszna. Nie boję się tego, że moje serce przestanie bić, ale boję się ślubu. Od małego mama wmawiała mi swoje poglądy o ślubie:
-Nie rób nic pochopnie.
-Najwcześniej gdy skończysz studia, w innym wypadku to czysta głupota.
Mogłabym się tym nie przejmować, niby mówiła na swoim przykładzie… Ale jednak ja i Edward to co innego. Mój narzeczony… O Boże, nawet w myślach dziwnie wypowiada mi się tą nazwę. No cóż on jest wampirem. Czegoś takiego mama nie przeżyła więc jak mogę wzorować się jej radami? Jednak miałam w sobie niewytłumaczalny lęk przed tym wydarzeniem… „Spokojnie-odezwał się głos w mojej głowie- Po tym wydarzeniu Edward będzie twój już na zawsze.” No tak… W dodatku tym irracjonalnym lękiem sprawiałam przykrość ukochanemu. Myślał, że nie chce się związać bo nie jestem pewna czy chcę z nim żyć. Większej głupoty wymyśleć nie mógł. Czasami bardzo żałuję, że jestem jedyną osobą, w której umyśle nie potrafi grzebać. Jednak wspierał mnie. Zawsze mnie wspiera… Jest za dobry dla mnie. Jednak on oczywiście tak nie myśli. Naprawdę nie wiem dlaczego on uważa się za potwora. Dla mnie jest jak cud. Najpiękniejsza rzecz na świecie, sens mojego życia… Dobrze dosyć… Pomyśl o czymś innym- nakazałam sobie. Przed oczami ukazała mi się twarz Jacoba, jednak szybko ją przegoniłam.
-To na pewno nie jest temat, o którym powinnam rozmyślać teraz, gdy zgodziłam się wyjść za Edwarda.-powiedziałam do siebie
-Jaki to temat?- Ciepły baryton wyrwał mnie z zamyślenia. Oczywiście mnie wystraszył, zresztą jak zawsze gdy pojawia się znikąd.
-Przestraszyłem Cię?- po tonie jego głosu wywnioskowałam, że jest zmartwiony
-Nie, skąd.- odpowiedziałam szybko odwracając się przodem do niego
-Marny z Ciebie kłamca. Wiesz o tym.- powiedział uśmiechając się łobuzersko
Też się uśmiechnęłam. No bo w końcu co innego miałam zrobić? Popatrzyłam mu odważnie w oczy. Były koloru płynnego złota. Zawsze rozpływam się pod tym spojrzeniem. Jest niesamowite. A w szczególności uczucia, które wyrażają te oczy. Miłość, czułość, uwielbienie. Nie chce się wierzyć, że wszystkie skierowane są w moją stronę. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim, rozpływając się nad zaletami ukochanego. On jednak znów przerwał moje rozmyślania.
-Chyba powinnaś zadzwonić do Renee. Nie uważasz, że powinna wiedzieć, że jej córka wychodzi za mąż?
-Chyba już najwyższy czas.-powiedziałam głosem męczennicy
Tego bałam się najbardziej. Reakcji mamy. To ona jest wielką przeciwniczką ślubów. Szczególnie w tak młodym wieku. Zastanawiam się czy po tym się jeszcze do mnie odezwie. A może będzie to dla niej zbyt wielkie rozczarowanie, może postanowi w ogóle nie zjawić się na ślubie? Ta opcja mnie przeraziła.
-Przyjedzie. Będzie cieszyć się twoim szczęściem. –W takich momentach zastanawiałam się czy na pewno nie potrafi czytać mi w myślach. Przyjrzałam się mu uważnie. „Nie, chyba jednak nie”- odpowiedziałam sama sobie. Na jego twarzy malowało się zdezorientowanie i irytacja. Pewnie dlatego, że tak długo nic nie mówiłam.
-Nie możesz tego wiedzieć. Nie możesz czytać jej w myślach. Jest za daleko! Więc jak możesz być pewny??!!- wykrzyczałam.
Zaskoczyłam go. Mnie samą zdziwił ten nagły wybuch
-Po pierwsze- zaczął- wtedy, gdy byliśmy u niej na Florydzie mogłem czytać jej w myślach. Była z Ciebie dumna. Jestem pewny, że teraz też będzie. A po drugie, co byłaby z niej za matka gdyby nie cieszyła się szczęściem dziecka? No i…
-Nie znasz jej. Nie znasz jej tak jak ja. Ja wiem, że nie będzie zadowolona. Wiem to!
-Bello…-przytulił mnie- Wszystko będzie dobrze- powiedział miękkim głosem
Poczułam się całkowicie rozluźniona. Cała panika uciekła. Jego dotyk działał na mnie tak jak sztuczki Jaspera… Tak, to jest to czego chcę. Chcę być blisko niego. Chce być z nim… Do końca.
-No dobrze.- wydukałam
Nagle w mojej ręce znalazł się telefon.
-Lepiej będzie jak załatwisz to od razu.
Odetchnęłam głęboko. Oto moja chwila prawdy. Wykręciłam numer.

Co jak co ale takiej reakcji się nie spodziewałam. Renee zaczęła krzyczeć, piszczeć. Nie, wcale nie ze złości. Ona była w siódmym niebie! Dlaczego, tego chyba nigdy nie zrozumiem. Jednak ma przyjechać za tydzień- dwa tygodnie przed ślubem aby pomóc Esme i Alice. Wątpię, żeby Alice potrzebowała pomocy. Jednak musimy zachować pozory. A co do Alice, cóż… Niby jest moją najlepszą przyjaciółką, jednak ostatnimi czasy zaczynam w to wątpić. Robi wszystko czego nie chcę ja… No dobra wiem, sama powierzyłam jej organizację ślubu (i pluję sobie za to w brodę… 100 razy bardziej wolę szybki ślub Vegas aniżeli to!), ale to już przesada. 200 gości?! Skąd ona tylu wytrzasnęła! Nie znam tylu ludzi. Ani ja, ani Edward. Ona jednak stwierdziła, że to przyjaciele rodziny i muszą być na ślubie. No i po moim prawie veta do listy gości…. A do tego takie bzdury jak wystrój wnętrza, kreacje, menu. Byłabym dużo spokojniejsza, jeśli dopuściłaby mnie do czegokolwiek. Jednak gdy o tym wspominam mówi:
-Niech się już twoja piękna główka tym nie martwi.
Wredny chochlik… No i jak ja mam być spokojna skoro nawet nie wiem co się dzieje!!
No i w dodatku Edward znikał co chwilę, bo musiał pomagać. I dlaczego jego dopuścili a mnie nie?! No tak niby on i tak by o wszystkim wiedział… Ale mimo wszystko! To nie jest sprawiedliwe!
Siedziałam tak w kuchni rozmyślając nad swoim losem, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć szczęśliwa, że ktoś odrywa mnie od tych rozmyślań. Nie zdążyłam dobiec gdy drzwi otwarły się i z hukiem uderzyły o ścianę.
-Szybko, mamy mało czasu.- powiedział i pociągnął mnie za sobą
Natręt ciągnął mnie podjazdem w kierunku mojego auta. Uścisk był tak silny, że niemożliwym było, żebym się z niego wyswobodziła. Jednak mnie nie obchodziło jego chamskie zachowanie. Po prostu cieszyłam się, że jest. Tak długo go nie widziałam! Dopiero po jakiejś minucie, gdy siłą wcisnął mnie na siedzenie pasażera mojej starej furgonetki, do mojego mózgu dotarło, że coś jest nie tak. Spojrzałam na niego wzrokiem hmm… pełnym dezaprobaty? W głębi duszy wiedziałam jednak, że cieszę się z jego – nazwijmy rzecz po imieniu – wizyty dziwnej, acz pożądanej.
-Jacob, co ty robisz?- zapytałam spokojnym głosem, gładząc miejsce silnego uścisku przyjaciela.
Oczywiście żadnej odpowiedzi. Doszłam do wniosku, że z nim nie można po dobroci.
-Jacob!- wydarłam się na całe gardło.
Spojrzał na mnie. W końcu… Jego czarne oczy wyrażały szczęście? Złość? Sama nie mogłam bliżej tego sprecyzować.
-Co się dzieje? –dopytywałam się, nieco łagodząc swój tembr głosu.
Cóż… może w taki sposób uda mi się zmusić go do wyjaśnień.
-Zabieram Cię stąd.- Stwierdził krótko, po czym uruchomił silnik mojej staruszki. Zazgrzytała głośno i ruszyła. Uniemożliwiła nam jednak dalszą rozmowę.
Zastanawiałam się o co chodzi. Dlaczego Jacob pojawia się po miesiącu nieobecności i porywa mnie z domu… No bo w sumie można to tak nazwać.
Jechaliśmy w stronę La Push. Furgonetka rzęziła okropnie, ponieważ mój towarzysz usiłował zmusić ją do… popatrzyłam na licznik i aż sapnęłam z wrażenia - 120 km/h??!! Moje biedne autko… Po paru minutach minęliśmy ustaloną granicę „paktu” wilkołaków i wampirów. Jacob zwolnił. Gołym okiem było widać, że pojawiła się diametralna zmiana w jego zachowaniu. Uspokoił się nieco a jego mięśnie w końcu rozluźniły się. Po chwili parkowaliśmy już pod jego domem. Szybkim ruchem wyskoczyłam z auta.
-Jacob co się stało?- spytałam już lekko poirytowana. W końcu, ile można zwlekać z wyjaśnieniami? Co jak co, ale ja postanowiłam dowiedzieć się przyczyn mojego porwania -teraz, zaraz.
-Nic. Nic się nie stało. Stęskniłem się po prostu.- powiedział radośnie.
Spojrzałam na niego. Na jego twarzy widniał radosny uśmiech. Tak… To był mój Jacob. Na mojej jednak pojawiło się poirytowanie.
-Boże… To dlatego wtargnąłeś do mojego domu i wyciągnąłeś mnie z niego siłą? Nie mogłeś po prostu… zadzwonić?
Zawstydził się. Zrobił minę jak zbity pies. Cóż… w tym momencie jego twarz powalała na łopatki. Rozbawił mnie swoją skruchą i jeszcze trochę a parsknęłabym śmiechem.
-Tak… Jakoś… Nie przyszło mi to do głowy.
A jednak... Pojawił się atak śmiechu, którego nie mogłam powstrzymać. On po prostu tak na mnie działał.
Siedziałam u Blacków 2 godziny. Nawet nie zauważyłam, kiedy czas tak szybko minął. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się… Jak zawsze. Byłam szczęśliwa. Miałam cudownego narzeczonego i wspaniałego przyjaciela. Czego chcieć więcej? Może z wyjątkiem jednego małego szczegółu – do którego, jak się domyślałam – raczej nie dojdzie… A szkoda. Przyjaźń między wilkołakiem a wampirem nie jest raczej możliwa…
Szybko uciekłam myślami od tego feralnego tematu. Nawet nie zauważyłam, a nasza rozmowa zeszła na inne tory, A mianowicie… sport? Jacob pokazywał mi właśnie swój kij baseballowy, który jest podobno jedynym, który przetrwał mecz po przemianie. Od dłuższego czasu się nim bawiłam. Wolałam jednak nie używać go do celów, do których jest pierwotnie przeznaczony. To nie było bezpieczne ani dla mnie, ani dla mojego otoczenia.
Nagle zauważyłam, że Jacob siedzi niebezpiecznie blisko mnie. Widocznie tak się zagadaliśmy, że przestawał zauważyć dzielące nas centymetry. Popatrzyłam na niego. Chciałam go lekko odepchnąć ręką. On mnie jednak uprzedził. Nie… Nie ruszył się z miejsca. Złapał mnie i pocałował. Zastygłam w bezruchu nie oddając pieszczoty. Chciałam się wyrwać, ale nie dałam rady pod jego silnym uściskiem. Dawałam mu widoczne znaki, żeby przestał, ale jednak nic to nie dało. Zastanowiłam się jak się go pozbyć. Wtedy moją uwagę przykuł kij znajdujący się ciągle w moich rękach. Te rozmyślania trwały najwyżej sekundę. Uścisk Jacoba utrudniał trochę moje ruchy, jednak udało mi się zamachnąć iii… trzask. Dostał ode mnie po głowie. „Chyba nawet go zabolało – tak Swan! Jesteś świetna!” usłyszałam w swojej głowie i nie wiedzieć czemu wzbudziło to we mnie satysfakcję. A jednak nie jestem aż taka słaba… właśnie uderzyłam wilkołaka!
-Jak mogłeś?! Ostatnio coś ustaliliśmy prawda?! Myślałam, że chcesz być moim przyjacielem ale najwidoczniej nie potrafisz!!- wykrzyczałam, mocno poirytowana jego zachowaniem. Moja mina musiała wyrażać tyle samo emocji, co głos, który w tym momencie do cichych nie należał. Nie zamierzałam nic więcej mówić. Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku drzwi porzucając po drodze kij. Nie patrzyłam nawet gdzie wylądował. Usłyszałam jedynie odgłos tłuczącego się szkła. Chyba będę musiała odkupić Bill’emu wazon…
Jednak nie tym teraz się przejmowałam. Zaczęły pojawiać się wyrzuty sumienia. „Sam ci to kiedyś podpowiadał” –uspokajał głos w mojej głowie „Na nim goi się jak na psie”- mówił. Jednak gdy przechodziłam przez drzwi odwróciłam lekko głowę, aby upewnić się, że nic mu nie jest. Stał tam ze zdezorientowaną miną pełną… skruchy. Tak, sądzę, że to była skrucha i poczucie winy. Ale ten jeden moment dezorientacji wystarczył aby moja niezdarność wzięła górę. Zbyt szybkie tempo, zbyt mało koncentracji, co w moim przypadku musiało się tak skończyć. Poleciałam ze schodów prosto na ziemię. Leciałam chwilę zanim wyczułam stały grunt pod… brzuchem? Tak, to na nim najczęściej lądowałam. W 65%. Oczywiście bez uszkodzeń i tym razem by się nie obeszło. Odarta ręka, z kolanem było gorzej bo trafiłam nim na kamień. Krew się polała. Byłam wściekła jak nigdy, a gniew dalej we mnie narastał. Czułam, że powinnam być zła na siebie, a raczej na swoja niezdarność. Jednak mój umysł nie pojmował, że to moja wina. Według niego to wszystko wina Jacoba. Tak, to on jest za to odpowiedzialny. W oczach pojawiły mi się łzy. Nie z powodu bólu – do niego byłam przyzwyczajona, siłą rzeczy - lecz wściekłości. Jake inaczej odczytał wyraz mojej twarzy…
Podbiegł do mnie i pomógł się podnieść. Zmierzył mnie wzrokiem. Chyba oceniał obrażenia a sądząc po odczuwanych bólu, było ich wiele. Ja miałam je gdzieś. Znów pojawiła się wściekłość. Moje oczy wyschnęły. Teraz ciskały z nich gromy. Nie trzeba było długo czekać, żeby to zauważył.
-Bella, przepraszam. – wydukał łamiącym się głosem.
-I myślisz, że to wystarczy?!- wykrzyczałam
-Przepraszam- powiedział cichym głosem- Ja po prostu…
-Co?
-Nie mogłem… się powstrzymać.- wyznał
Myślałam, że zaraz eksploduję z wściekłości.
-Jacob! Za 3 tygodnie wychodzę za mąż! Za Edwarda! To jego wybrałam! Doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę! Sam postanowiłeś pozostać moim przyjacielem. Widzę jednak, że Ci to nie wystarcza.- pod koniec mój głos przybrał łzawy ton - Przykro mi, myślałam, że nam się uda.- po raz kolejny łzy pojawiły się w moich oczach
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku furgonetki. Gdy wsiadłam do środka spojrzałam na niego. Moje słowa bardzo go zraniły. Stał tam bez ruchu a ręce mu się trzęsły. „Oho, chyba czas się zbierać” - pomyślałam i ruszyłam do domu. Przed oczami wciąż miałam jego smutną twarz. Widziałam w jego oczach ogromny ból. To jeszcze wzmogło moje wyrzuty sumienia. Ciągle obwiniałam się, że kiedyś mogłam dać mu nieumyślnie jakiś niepotrzebny znak. Dla mnie mógł on być przyjacielskim gestem – dla niego nadzieją. Coś mnie jednak oderwało od tych mącących moją głową rozmyślań. Poczułam przeszywający ból w nodze. Spojrzałam w dół. Cała nogawka od kolana w dół była umazana w czymś ciepłym, ciemnym, pachnącym rdzą i żelazem… To z pewnością nie poprawiało mi humoru. Żołądek podniósł mi się do gardła, więc szybko otworzyłam okna aby mieć dostęp do świeżego powietrza. „Spokojnie, tylko spokojnie. Dojedź do domu i tam wymyślisz co dalej”- nakazałam sobie i skupiłam się na drodze.
Gdy dojechałam do domu Edward momentalnie zjawił się przy moich drzwiczkach - widocznie Alice przewidziała mój wypadek i szybko się zjawił. - Otworzył je i pomógł wysiąść mi z auta. Poczułam się dużo lepiej w jego silnych ramionach. Momentalnie zapomniałam o bólu. Teraz liczył się tylko on.
-Boże!- jęknął- Co ci się znowu stało?
-Uderzyłam wilkołaka kijem baseballowym.- powiedziałam z… no cóż… z satysfakcją w głosie.
Mój ukochany mimowolnie się uśmiechnął.
-I co? Zabolało go?- zapytał rozbawiony.
-Sądzę, że tak. –teraz już byłam po prostu z siebie dumna.
-I to on Cię tak urządził?- popatrzył znacząco na moją zakrwawioną nogę.
Uświadomiłam sobie, że musi być mu strasznie trudno. Pewnie właśnie walczył teraz ze swoją naturą.
- Nie działa to już na mnie. – powiedział widząc moją minę.
Faktycznie, od jakiegoś czasu niesamowicie nad sobą panuje. Byłam z niego dumna!
Nawet się nie obejrzałam, a znalazłam się w kuchni. Charli’ego na szczęście nie było w domu. Teraz nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć mu powodów moich obrażeń. Tym bardziej, jeśli chodziło o Jacoba. Mimo wszystko nadal uważałam go za swojego przyjaciela.
Patrzyłam się jak biała plama (bo tak dla mnie wyglądał, gdy się poruszał) przemieszcza się po kuchni. Za chwilę narzeczony pojawił się przede mną i nalewał coś na moją nogę.
-Nie… To ja… To chyba przez te nerwy. Auuuuć!!- zawyłam z bólu.
Spojrzał na mnie z troską.
-Masz dużo brudu w tej ranie. Muszę polać ją wodą utlenioną.
A więc to było to tajemnicze coś. Moja zmora… Przyrządy do jakiejkolwiek dezynfekcji ludzkiego ciała nie zaliczały się u mnie na liście rzeczy lubianych.
Edward obwiązywał moją nogę dokładnie bandażem. Gdy już wszystko było gotowe nakazał mi ściągnąć spodnie. Niestety bez żadnych podtekstów, na które liczyłam.
- Nie patrz tak na mnie. – powiedział rozbawionym głosem – Trzeba je wrzucić do prania, bo są brudne. – wymamrotał.
Po prostu chciał wrzucić je do prania… no tak.
Po chwili siedzieliśmy już objęci na moim łóżku.
-No więc czym Cię ten pies… -przerwał widząc mój wzrok. Niby byłam wściekła na Jacoba jednak nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek poza mną go obrażał. –Wilkołak- poprawił się- Ci zrobił? Czym sprowokował Cię do użycia kija baseballowego?
-On… -zastanowiłam się, jeśli powiem mu prawdę może zrobić coś Jacobowi. Złamanie szczęki mu chyba nie zaszkodzi - podejrzewałam, że sama mu ją przestawiłam… Ale bałam się, że Edward zrobi coś gorszego… dużo gorszego.- Ale najpierw obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz!
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Widząc moje napięcie odparł:
-Obiecuję. Powiedz.
-On mnie… pocałował.
Mięśnie Edwarda napięły się. Spojrzałam na jego twarz, która zazwyczaj wyrażała anielski spokój. Teraz jednak widać było na niej gniew, a nawet wściekłość.
-Obiecałeś! Uspokój się!- nakazałam, jednak jego już nie było.


Czekam niecierpliwie na Wasze opinie ; )


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Independent dnia Pią 16:25, 30 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody
PostWysłany: Nie 22:47, 11 Paź 2009 
Miss of the Edward-Land [mod]

Dołączył: 10 Paź 2009
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z piekła rodem ; >
Płeć: Seksowna Wampirzyca


Kurwa, że też nie mogę ci dać ostrzeżenia.

SWAN oznaczenia!!! ;D


Jeszcze nie napisałaś ilości rozdziałów!

Wiem, że jesteś starsza, kochanie... wszyscy wiedzą ;P


Nie chce mi się komentować, bo później to zrobię xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Melody dnia Wto 18:11, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.thepowerofedward.fora.pl Strona Główna  ~  Koncik Pisarza / Fanfiction / Autorskie

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach